O bakteriach przeciwko koronawirusom
W związku z tym, że przez ostatni rok otrzymywaliśmy ogromną ilość informacji o koronawirusie COVID 19 oraz o mało skutecznych terapiach, zwłaszcza w przypadku osób z ciężkim przebiegiem zakażenia, pojawiają się pytania przyczynę tego stanu rzeczy.
Chociaż śmiertelność z powodu infekcji COVID 19 jest niewielka i w skali świata nie przekracza 2-3% zakażonych, to jednak istnieje spora grupa osób, u których w związku ze współistniejącymi schorzeniami funkcjonowanie układu odporności jest osłabione. I takie osoby mogą stać się potencjalnymi ofiarami tego wirusa.
Prawidłowe funkcjonowanie układu odporności zależy od wielu czynników, ale przed wszystkim od stanu przewodu pokarmowego, bowiem w jelicie cienkim jest największa ilość komórek układu odporności, które rozpoznają „nieprzyjaciela” i stymulują wytwarzanie przeciwko niemu przeciwciał.
U osób z dysbakteriozą jelitową, czyli wtedy, kiedy w jelitach nie ma odpowiedniej ilości i odpowiedniej jakości bakterii tzw. probiotycznych, które dodatkowo uszczelniają barierę jelitową znacznie łatwiej dochodzi do infekcji w tym także i wirusami, a więc i wirusem COVID 19. Właśnie od składu flory jelitowej zależy kto zachoruje na tę chorobę i u kogo istnieje zwiększone ryzyko wstąpienia powikłań w czasie trwania i po infekcji.
U bardzo wielu osób na początku zarażenia się koronawirusem występują objawy ze strony przewodu pokarmowego, jak niestrawność, bóle brzucha, refluks, nudności, zgaga, biegunki. Każda choroba przebiegająca z długo trwająca wysoką gorączka niekorzystnie wpływa na skład flory jelitowej. Badania wykazały, że nieprawidłowy skład flory jelitowej zmniejsza wytwarzanie w nabłonku płuc interferonu, substancji, której niedobór powoduje większą podatność na zakażenia wirusowe. Badania na myszach i ludziach potwierdziły, że prawidłowa bakteryjna flora jelitowa pobudza nabłonek płuc do wytwarzania białek przeciwwirusowych. Mówi się nawet o tzw. osi jelitowo-płucnej.
Z kolei patologiczne bakterie w jelitach wytwarzają substancje toksyczne, które osłabiają funkcjonowanie układu odporności, wywołują stany zapalne, powoduję rozszczelnienie jelit, czyli tzw. przesiąkliwość i przenikając do krwi wywołują stany zapalne także w bardzo odległych od jelit miejscach, nierzadko rozprzestrzeniający się na cały organizm. Takie uogólnione stany zapalne występują często u osób otyłych, u których przebieg zakażenia COVIDEM 19 ma najczęściej ciężki przebieg i nierzadko źle się kończy.
Amerykańscy badacze z Massachusetts Institute of Technology i Uniwersytetu Harvarda wykazali, że koronawirus wnika do komórek jelita dzięki receptorom ACE2 i dodatkowo pobudza ich aktywność. Dysbioza (brak bakterii probiotycznych) powoduje, że warstwa śluzu bezpośrednio przylegająca do nabłonka jelitowego staje się cieńsza, co ułatwia wirusowi dotarcie do receptorów ACE2. Są prawie pewni, że wirus COVID namnaża się w przewodzie pokarmowym i może być przekazywany drogą oralno-fekalną. Koronawirus jest wykrywany w próbkach kału jeszcze długo po ustąpieniu objawów ze strony układu oddechowego, nawet po 70 dniach od otrzymania ujemnego wyniku badania wymazu z nosogardła.
W Chinach wprowadzono niedawno testy oparte na badaniu wymazu z odbytu, aby w ten sposób wykrywać osoby, które nie mają już objawów zakażenia, ale ciągle stanowią zagrożenie dla innych. Uczeni ci wykazali, że im cięższy przebieg COVID -19, tym w jelitach osób chorych jest więcej bakterii Coprobacillus, Clostridium ramosum i Clostridium hathewayi a brak dobroczynnych bakterii Faecalibacterium prausnitzii. Zmiany w liczebności tych szczepów bakterii utrzymywały się podczas całego okresu hospitalizacji, a nawet po zakończeniu choroby.
W leczeniu chorych na Covid 19, zwłaszcza w ciężkich przypadkach stosuje się bardzo często w dużych dawkach i długo antybiotyki. To powoduje jeszcze dalsze zaburzenie składu flory jelitowej i wszystkie z tym związane konsekwencje zdrowotne. Można zaryzykować twierdzenie, że kiedy zabita zostanie w przewodzie pokarmowym ostatnia bakteria, człowiek taki umiera.
Jaki może być ratunek?
W zapobieganiu infekcjom, także koronawirusowym podstawowe znaczenie ma zadbanie o prawidłowy skład flory jelitowej i taką rolę mogą odegrać wyhodowane w warunkach domowych jogurty i kefiry. U osób nie tolerujących mleka, hoduje się takie jogurty na tzw. mlekach roślinnych. Na bazie tych jogurtów i kefirów można także robić dla chorych i ozdrowieńców twarożki.
Dlaczego nie są powszechnie dostępne w aptekach probiotyki?
Bo zawarte w nich liofilizowane bakterie nie są w stanie „ożyć” w jelitach, bo nie ma tam czystej wody i cukru oraz czasu (bo do wyhodowania jogurtu trzeba ok 8 godzin).
Niektórzy badacze proponują u takich osób z dysbiozą podawanie tabletek zawierających zamrożone bakterie kałowe pobrane od zdrowych osób.
Wydaje się jednak, że domowe jogurty i kefiry będą bardziej skutecznym i smacznym i sprawdzonym przez tysiąclecia, sposobem przywracania prawidłowego składu bakterii w jelitach i poprawy funkcjonowania układu odporności.
Tak więc powiedzenie, że bakteriami można hamować infekcje wirusowe ma pełne uzasadnienie.